Kosmetyki Pupa zdobyły moje uznanie, ponieważ są dobrej jakości i najczęściej spełniają pokładane w nich nadzieje. Co jakiś czas sięgam po nowy produkt marki i z zadowoleniem stwierdzam, że jest całkiem dobry.
Ostatnio jednak PUPA zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie (czy tylko mi się wydaje, że to zdanie dziwnie brzmi?) i w dodatku do tego stopnia, że muszę Wam o tym napisać.
W kwestii tuszów do rzęs nie jest łatwo mnie zaskoczyć. Mogłabym rzec, naśladując ton sędziwej staruszki, że „wszędzie już byłam i wszystko już widziałam”, jeśli chodzi o maskary.
Otóż nie.
Nabyłam niedawno tusz Pupa Vamp Extreme (wersja z silikonową szczoteczką) i doznałam szoku. Ten tusz jest tak dobry, że śmiało mogę uplasować go w pierwszej piątce najlepszych moim zdaniem tuszy do rzęs.
Szczoteczka ma krótkie żabki i kształt klepsydry. Perfekcyjnie maluje i chwyta włoski, a jednocześnie nie pozostawia plam na rzęsach. Gęsta i leka formuła tuszu pozwala na dokładne pokrycie pigmentem wszystkich rzęs, a jednocześnie nie skleja ich. Kształt klepsydry pozwala wyeksponować rzęsy w kącikach oczu, a jeśli pragniemy precyzji w wytuszowaniu ich, wystarczy posługiwać się rozszerzonym zwieńczeniem spiralki, która zajmie się każdym włoskiem z osobna i dokładnie rozczesze rzęsy.
Jedna warstwa maskary w zupełności wystarczy, aby zapewnić im ekstremalną długość i objętość. Rzęsy stają się widoczne i mocno zaakcentowane nie tworząc jednocześnie teatralnego look-u.
Ujmujące jest też to, że Pupa Vamp Extreme nie postawia grudek i nie osypuje się z rzęs, nawet po wielu godzinach. Jedyne, o czym należy pamiętać to częste mycie szczoteczki – jest ona dosyć duża i fragmenty maskary łatwiej i szybciej na niej zasychają, zwłaszcza że ociekacz w buteleczce tuszu również jest dosyć duży.
Tusz dobrze się zmywa podczas demakijażu, nie wymaga silnych preparatów: spokojnie poradzi sobie z nim zwykły płyn micelarny.
Dodaj komentarz